Parlament Europejski pracuje bowiem nad regulacją dotyczącą gig-workerów. Brukseli nie podoba się, że dziś osoby często zatrudnione bez etatu, nie mają wystarczających praw pracowniczych. Nowe regulacje mogą przyznać im więc prawo do minimalnego wynagrodzenia, płatnego urlopu, świadczenia chorobowego czy norm czasu pracy.
Propozycję uregulowania tego segmentu rynku Komisja Europejska przedstawiła w grudniu 2021 r. Jak wówczas podkreślano, dochody z gospodarki opartej na platformach cyfrowych w UE w 2020 r. oszacowano na 20 mld euro. W samej Unii istnieć ma ponad 500 cyfrowych platform pracy i ponad 28 mln osób pracujących za ich pośrednictwem.
Uber stanie się pracodawcą?
Osoby te prawie zawsze klasyfikowane przez platformy jako samozatrudnione – i to ten problem chce rozwiązać Unia. Proponowana dyrektywa zawiera wykaz kryteriów, które umożliwiają stwierdzenie, czy dana platforma jest pracodawcą.
Jeżeli platforma je spełni, osoby dla niej pracujące zyskają status pracowników. Tym samym przysługiwać im będzie prawo do gwarantowanego czasu odpoczynku, płatnych urlopów, płacy minimalnej oraz szeregu świadczeń socjalnych.
Według szacunków KE zmiany mogą objąć nawet od 1,7 mln do 4,1 mln osób i mocno wpłyną na sposób świadczenia usług przez popularne platformy takie jak Uber czy Bolt. Jak twierdzi Europejska Konfederacja Związków Zawodowych (ETUC), cyfrowi giganci nie siedzą jednak bezczynnie i aktywnie lobbują na rzecz korzystniejszego dla nich prawa.
25 października 2022 gdy w Parlamencie Europejskim trwało wysłuchanie byłego czołowego lobbysty Ubera Marka MacGanna, przed budynkiem protestowali związkowcy. Powód? Nadmierna ingerencja cyfrowych gigantów w proces stanowienia przepisów.
Sekretarz konferedalny ETUC Ludovic Voet ocenił, że Uber ucieka się do różnych strategii, żeby nie przestrzegać obowiązujących przepisów. Jak dodał, martwi go wpływ, jaki platforma ma na unijnych ustawodawców. W tym kontekście związkowcy zwracali uwagę na gigantyczny wzrost budżetu na lobbying – według nich w ciągu ośmiu lat zwiększył się on z 50 tys. euro do 700 tys.
Sam MacGann, dzięki któremu na jaw wyszły niektóre z praktyk Ubera, podczas wtorkowego wysłuchania przyznał, że platforma dysponowała „w zasadzie nieograniczonymi środkami”, dzięki którym mogła skutecznie uciszać kierowców.
Mężczyzna opowiadał m.in. o wykorzystywaniu zmanipulowanych danych, aby zarobki kierowców oscylowały wokół poziomu płacy minimalnej. Działo się tak dlatego, że nie uwzględniano w nich czasu spędzonego pomiędzy przejazdami.
Według McGanna kierownictwo Ubera miało też dostęp „o bezprecedensowej skali” do najważniejszych polityków, zwłaszcza do holenderskiego premiera Marka Rutte. Jak wskazał, w okresie 2015-2015 Uber zainwestował łącznie 90 milionów dolarów w sprawy związane z unijną polityką oraz public relations.
Były lobbysta stwierdził, że już najwyższy czas, by dzięki nowym przepisom władza z rąk „potężnych” trafiła w ręce tych, którzy dotychczas byli „bezsilni”.
W wyniku regulacji znacząco spadnie liczba chętnych do pracy w takich miejscach. A to automatycznie oznacza też wzrost cen za wykonywane usługi. Szefowa Ubera w Europie Anabel Diaz wskazywała na łamach “FT”, że prawo w przygotowywanej formie będzie oznaczać wzrost cen za usługi nawet o 40 proc.